wtorek, 22 lutego 2011

Matkowała Bona, kwitła Korona

BONA SFORZA 

Bona była przezwiskiem, skutkiem - jako komu.
Wielkiej była zacności i z wielkiego domu.
Rozum miała, że i dziś ta niewieścia główka
Sławna w Polszcze, i długo pamiętne jej słówka.
Włoszka była, z narodu, gdzie się rozum rodzi,
Naślachetniejszy klejnot. Lecz, co nazbyt, szkodzi.
Tam się ta zacna pani z młodości ćwiczyła,
Gadajże, którego z tych więcej zachwyciła.

Mikołaj Rej 


 "Bona" w języku włoskim znaczy tyle co dobra. W dawnej Polsce wyrazem "bona" określano wychowawczynię zajmującą się dziećmi. I w sumie taki przydomek idealnie pasuje dla tej włosko-polskiej pani, która za cel swój obrała wychowanie (patrz: ucywilizowanie w najlepszym słowa znaczeniu) jagiellońskiego dworu na czele z królem Zygmuntem Starym. 
Strażnica włoskiej formy (mecenat), sprawnica kamiennego piękna (architektura), szczepnica zielonej harmonii (ogrodnictwo). Patronka europejskiej kultury do potęgi trzeciej. Kobieta, która odmieniła wizerunek Rzeczypospolitej. Od momentu jej matkowania nad tutejszą ziemią Polska nie była już taką, jaką była poprzednio. Pokazała manierą swojej władczej, a jednakowo urodziwej ręki, że damska odmiana korony ma również wpływ na losy kraju. 

Osobiście korespondowała z Roksolaną, żoną Sulejmana Wspaniałego, objawiając tym samym nietuzinkowy instynkt polityczny. Dobrą miała też pamięć. Dlaczego? Ponieważ znała dobrze 4-tery księgi Eneidy, recytowała biegle dzieła Petrarki i Owidiusza. Może dzisiaj taka "pamiętliwość" nie robi wrażenia, ale w tamtych czasach kobieta oczytana pachniała drukiem, pachniała słowną egzotyką (choć ta jednych tyka, a drugich potyka). Była wszechstronnie wykształcona: znała języki obce, uczyła się prawa, administracji państwowej, a także matematyki. Ponadto grała na kilku instrumentach muzycznych, jeździła konno i do tego jeszcze umiała polować. Kobieta żywioł. Kobieta zjawisko. Temperament nieokiełznany.  Mówiła naszym przodkom, iż "U was dukaty leżą na gościńcach, schylić się jeno, ażeby je zebrać. Nikt nie chce? Tym lepiej dla mnie"- i dziś nic z tamtych słów nie traci na wartości. 


"Nieomal czterdzie100letnie panowanie królowej Bony  nieodwracalnie zmieniło oblicze kuchni polskiej. Choć trudno w to uwierzyć, włoszczyzna, pomidory, kalafior, karczochy, a nawet kapusta, pojawiły się na polskich stołach dopiero w XVI wieku. Bona wniosła do naszych kuchni włoskie makarony i przyprawy korzenne, nauczyła Polaków raczyć się winem. Dzięki niej kuchnia polska zmieniła się nie do poznania, zyskała na wartości, ubogaciła się. Jeszcze po II-ej wojnie światowej rozmaitość produktów, ich pietyzm przyrządzania i wyszukane formy serwowania dań, były cechami charakterystycznymi naszej narodowej kuchni. Niestety, zmiany, jakie nastąpiły w okresie powojennym odcisnęły swoje piętno także na sztuce kulinarnej, czyniąc ją tłustą i monotonną." W czasach PRL-owego widel-czyka nie liczyła się już forma podawania dań wraz z ich przebogatym asortymentem. Tamten miniony świat smaku a cieknącej ślinki oddalił się od nas bardzo daleko. My, ludzie mysiejsi, machamy tej zeszłej kuchni aluminiowym widelcem- na pożegnanie?


~ Simile est in Bonam, Poloniae reginam:
Ut Parcae parcunt, ut luci lumine lucent,
Ut bellum bellum, sic bona Bona fuit ~


A propos widelca warto tutaj wspomnieć pewną kującą kwestię. Czy widelec jest, jak chcą niektórzy włoskim wynalazkiem, trudno teraz dociec. W każdym razie Włosi najwcześniej zaczęli go używać. Drugie miejsce (o sensacjo!) przypada nam- Lachom. Za czasów Zygmunta Starego odnotowano używanie jakichś złotych grabek do mięsa. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że przywiozła je świta Bony Sforzy, kiedy to w 1518 roku przybyła do Krakowa. Może widelcem niedoszła królowa podbiła królewskie serce?

Odnośnie dobrej Bony i dobrej kuchni trzeba jeszcze coś dodać o pomidorach. Za sprawą królowej dotarły one nad Wisłę z okolic Bari i Urbino. Nazwa "pomidor" wzięła się od włoskiego słowa "pomo d'oro", co znaczy złote jabłko. W ten sposób "pomo d'oro" na stałe zagościł na polskich stołach poszerzając ówczesną gamę barw kulinarnych.

Dzięki Bonie obok warzyw również zioła doznały momentu zielonego debiutu. Włoszka przywiozła do Polski nieznane dotąd odmiany roślin, takie jak np. wonny tymianek zwany później "włoską macierzanką". Nazwa mówi sama za siebie bez zbędnej etymologii.

Istnieje pewna anegdota wiśnicka dotycząca postaci Bony. Podobno któregoś razu podczas zabawy na zamku w Wiśniczu królowa zapragnęła udać się na wieżę, aby tam przejechać się osiołkiem po szerokim gzymsie (tak!). Po odbytej przejażdżce wróciła z powrotem na bal. Jeśli wierzyć legendzie, zrobiła tak celowo, ażeby spektakularną wycieczkę wykorzystywać później do pozbycia się swoich wrogów politycznych, którzy na rozkaz władczyni powtarzali jej wyczyn. Nic w tym nie byłoby nadzwyczajnego, gdyby nie to, że królowa nakazywała powtórzyć przejażdżkę, nie na ośle, ale na koniu, a konie strasznie boją się wysokości i są z natury większe od osłów. 


Pomimo wielu atutów "Królowa Bona nie była nazbyt lubiana przez otoczenie. Rzadko bywało wcześniej, żeby królowa wtrącała się do polityki w sposób tak otwarty. Przez kronikarzy nazywana chciwą, podstępną i żądną władzy, zrobiła jednak wiele dobrego dla Polski. Zagospodarowała wielkie połacie nieużytków, zaludniała pustki, budowała mosty, młyny, tartaki. Rozbudowywała miasta nadane jej jako <<Oprawa Polskich Królowych>>. Bona sprowadziła do kraju włoskich architektów (między innymi Gucci'ego), którzy przyczynili się do rozwoju stylu renesansowego w architekturze. Na jej zamówienie na Wawel trafiły ówczesnomodne meble, obrazy, arrasy i inne dzieła znakomitej sztuki. Budowała twierdze warowne, np. Bar. Rozbudowała miasta Mazowsza, gdzie osiadła pod koniec życia. Wyjeżdżając z Polski pozostawiła po sobie doskonale zagospodarowane dobra królewskie, przynoszące ogromne dochody. Jej syn, a później i inni królowie nie potrafili utrzymać tego stanu i większość tych dóbr rozdali magnatom, aby kupić ich lojalność. Jak na ironię postąpiono w myśl ulubionej maksymy Bony: <<Przekupstwo nie zostało wymyślone dla przyjaciół>>."

Ogród królowej Bony


 "W 2001 r. na tarasie u stóp wschodniej elewacji wawelskiego pałacu dokonano sensacyjnego odkrycia. Odnaleziono regularny układ prostokątnych kwater ziemnych wyznaczonych przez ceglane ścieżki. Badania archeologów potwierdziły tym samym informacje o istniejących tu w XVI w. ogrodach królewskich. W ten sposób odkryto najstarszy zachowany w Polsce ogród ozdobny. Dla historii sztuki ogrodowej było to wydarzenie na skalę europejską.

 Archeolodzy z dokumentów i zachowanych inwentarzy zamkowych wiedzieli, że między wschodnim skrzydłem zamku, a murem obronnym istniały od XVI wieku ogrody królewskie. Tworzenie ich zaczęło się prawdopodobnie po pożarze wschodniego skrzydła zamku w 1536 roku. Ogród stanowiły krzyżujące się chodniki z cegieł starannie ułożonych na zaprawie, a powstałe pomiędzy nimi kwatery wypełniane były czarną ziemią. W specjalnych dębowych skrzyniach hodowano lecznicze zioła i przyprawy. Poniżej ogrodu królowej Bony znajdował się ogród jej męża króla Zygmunta I Starego, który miał charakter wypoczynkowy. Znajdowała się na jego terenie altana zwana "Rajem", a rachunki zamkowe wspominają o istnieniu winnicy i ptaszarni.

 

Korzystając z przekazów historycznych w oparciu o prowadzone prace archeologiczne udało się bardzo wiernie odtworzyć wygląd ogrodów na dwóch tarasach. Na trzecim, dolnym tarasie nadal prowadzone są jeszcze badania archeologiczne. W dębowych skrzyniach jak dawniej pojawiły się zioła i przyprawy. W niewielkich kwaterach utworzonych przez układ ceglanych chodników posadzono rośliny sięgające swoim rodowodem XVI wieku i pojawiające się w historycznych wawelskich przekazach. Przy zrekonstruowanej pergoli posadzono winorośl oraz starą sprowadzaną do Polski od około 1600 roku odmianę róży francuskiej, której odtworzenia podjęła się jedyna w Polsce szkółka ratująca historyczne odmiany roślin mieszcząca się w Inowrocławiu. W okazałych ceramicznych donicach posadzono oleandry, fuksje i kasje. Wszystko to tworzy unikalny przykład niewielkiego wypoczynkowo-ziołowego renesansowego ogrodu królewskiego. Dyrekcja i opiekunowie ogrodu obiecują, że roślinność ogrodu sukcesywnie będzie uzupełniana o kolejne gatunki historycznych odmian roślin uprawianych w XV i XVI wieku.

Królowa zakładała ogrody w nowym, włoskim stylu także w innych dobrach królewskich, np. w Łobzowie (dziś dzielnicy Krakowa), gdzie zapewne uprawiano również warzywa przywiezione z Włoch, śladem czego jest popularna do dziś "włoszczyzna".

Skrzynie, płotki i trejaż wykonano z drewna dębowego według historycznej ikonografii, stosując ówczesny ręczny sposób obróbki i łączenia materiałów. Nie ma tu gwoździ, lecz drewniane dyble i kołki, a części trejażu powiązane zostały łykiem."


 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz