czwartek, 10 lutego 2011

Starożytność nadal aktualna?


ROZMOWA 
z historykiem starożytności 
KRZYSZTOFEM GĘBURĄ


- Panie Profesorze, skąd wzięło się upodobanie do czasów tak odległych historycznie i geografcznie?
- Gdy chłopak ma trzynaście lat, ważą się jego losy; albo będzie nikim, albo coś z niego wyrośnie – Staś Tarkowski, Jurek Bitschan, Romek Strzałkowski... To, że będę historykiem, wiedziałem od zawsze. W pracy egzaminacyjnej do liceum napisałem, że chcę być historykiem starożytnym, bo tak byłem okrutnie oczytany o tym okresie. Fascynowała mnie „Iliada”- jej piękny język, konstrukcja, forma i cały przedstawiony w niej świat: piękny, czysty, zachwycony szlachetnością i brzydzący się podłością.
- I cóż z tego, gdy nasz świat jest inny. A ponoć historia jest nauczycielką życia...
- Historia, jako wiedza o doświadczeniach człowieka, może przestrzegać przed popełnieniem błędów- choć nie jest tak, że jakieś sekwencje zdarzeń powtarzają się w czasie. Podobne są tylko okoliczności oraz pewne prawidłowości, które - jak uczy historia - rodzą podobne skutki. Problem tkwi w ludziach: jest w nas bowiem nieszczęsna skłonność do pychy, przejawiającej się w myśleniu: „Innym się nie udało, ale mnie (nam) uda się na pewno” - mimo że wszystko wskazuje, że klęska wpisana jest w dane przedsięwzięcie. Mamy jakiś fatalny gen, który nie pozwala uczyć się z własnej historii. Przykładem nam najbliższym są obie wojny światowe; przegrana w pierwszej nie wystarczyła i Niemcy zaryzykowali baty w drugiej. Jednak koszty obu tych „lekcji” były przerażające...
- Obie wojny były niedawno, a czego możemy się nauczyć od Ateńczyków i Spartan, żyjących tysiące lat temu?
- Im dłużej zajmuję się antykiem, tym bardziej krzepnie we mnie przekonanie, że wtedy wymyślono wszystkie główne zasady myślenia- później tylko dokładano cegiełki do solidnego gmachu, zniesionego w Attyce. Owszem, ludzkość zamieniła maczugę na broń jądrową, rylec na komputer, rydwan na prom kosmiczny, ale człowiek pozostał taki sam – bo my się nie zmieniamy...Wszystko już było i zostało opisane: bohaterstwo i podłość, szlachetność i zakłamanie, altruizm i interesowność. Określono też prawidła poprawnego myślenia - tylko się uczyć! Nie przypadkiem większość nazw zjawisk ze sfery nauk społecznych ma grecki źródłosłów.
- Skoro jesteśmy tak mądrzy, to dlaczego jesteśmy tak głupi?
- Bo wiedza nie daje szczęścia; brakuje nam umiejętności jej stosowania. Już Sokrates popełnił ten błąd, uważając, że skoro posiadaną wielką wiedzę przekaże ludziom, to zaczną postępować jak należy: tylko dobrze i tylko sprawiedliwie. Sokrates nie wziął poprawki na słabość, polegającą na tym, że wiedząc, co jest dobre, a co nam szkodzi, lubimy ryzykować i chętnie idziemy w płomienie.
- Czy współczesna demokracja jest podobna do demokracji ateńskiej?
- Z nazwy i zasady ogólnej: tamta demokracja była bezpośrednia, a być wybieranym i wybierać mogło około trzydziestu tysięcy mężczyzn (z trzystu tysięcy mieszkańców Attyki).
- To raczej była dyktatura mniejszości...
- Owszem, ale było na nią przyzwolenie społeczne. Zresztą kobiet nikt nie pytał o zdanie, a resztę stanowili starcy i dzieci. Mężczyźni zbierali się raz lub dwa razy do roku na tak zwane ekklesia (zebranie) i, wrzucając czarne i białe kamyczki do amfor, wybierali swoich przedstawicieli, którzy, mieszkając na koszt państwa w jednym pomieszczeniu, rządzili państwem przez 33dni. Codziennie wybierano nowego premiera i sekretarza utrwalającego przebieg debat... Dziś taki system w skali globalnej jest niemożliwy. Ponoć tylko w małych szwajcarskich kantonach mężczyźni zbierają się co jakiś czas i wspólnie, pijąc żentycę, radzą i podejmują uchwały.
- Termin ekklesia kojarzy się z kościołem...
- Dziś tak, lecz pierwotnie oznaczał zgromadzenie ludu. Uczestniczący w niej dorośli mężczyźni (polites) tworzyli wspólnotę, zwaną polis (czyli licznych). A udział w niej był nie tylko zaszczytem, ale głównie obowiązkiem. Unikających go określano mianem idiotes - samotników. Nie mieli oni prawa narzekać i krytykować rządów. Dodatkowo idiotes narażali się na różne szykany: nie mogli głosować i sprawować wielu
urzędów, nie mogli też zajmować honorowych miejsc w teatrze, a teatr był arcyważny w życiu starożytnych Greków... Państwo i obywatele na wiele sposobów bronili się przed idiotes, unikających czynnego udziału w systemie rządzenia i życiu społecznym...
- Nie można jednak wykluczyć, że premierem mógł zostać, przepraszam za określenie: jakiś cymbał...
- Oczywiście, ale przecież tacy zdarzają się wszędzie i zawsze. Jeśli jednak coś takiego się zdarzyło, to w tamtych realiach miało ograniczony wpływ na życie wewnętrzne- choćby z powodu faktu, że premierem było się tylko jeden dzień, a Attyka nie była większa od dawnego województwa siedleckiego. Jednak Grecy nie rządzili źle, bo obracali pieniądze na dobro społeczne- w tym na potężne i piękne budowle, które zapewne do dziś stałyby nienaruszone, gdyby nie uszkodził ich ostrzał tureckich armat... Ba, kiedy -dosłownie- trafiła im się żyła srebra, odrzucili pomysł, by rozdzielić wydobyty kruszec między obywateli, a zbudowali flotę, która dała Atenom siłę i wielkie trofea wojenne.A przecież był taki czas - i o tym pamiętajmy - gdy na agorze (rynku) spotykali się jednocześnie stary Fidiasz z młodym Praksytelesem i (będącym w średnim wieku) Sokratesem oraz młodziutkim Sofoklesem i (chłopaczkiem jeszcze) Eurypidesem. Bywał też Herodot, czytający fragmenty swych „Dziejów”. Cóż za piękne czasy, cóż za wspaniałe towarzystwo!
- Ale też byle szubrawiec, równy w prawach z Sokratesem, oskarżył go niesłusznie i przyprawił o śmierć...
- Z ateńskich realiów politycznych zachowaliśmy głównie złudę, że demokracja czyni nasz głos ważnym i sprawczym oraz przekonanie, że jak ktoś bardzo chce, jest dość sprytny i trochę bezwzględny, może osiągnąć szczyty władzy...
- Chęci nie przekładają się na jakość...
- Owszem. Oj, jakże daleko nam do arystokratycznego sposobu myślenia o władzy, do postawy, że mogę wziąć ją tylko wówczas, gdy nie ma lepszego ode mnie, ale jeśli jest ktoś równy mi w szlachetności, ustąpię - wszelako, gdy nie ma komu, wezmę na siebie odpowiedzialność w imię dobra ogółu, bo to mój obowiązek. Co ważne, ta zasada działała! Nie było fałszywej skromności, lisiego krygowania i kalkulowania, czy „fatyga” się opłaci.
- Współcześnie polscy mędrcy dość szybko wzięli „rozwód” z władzą.
- Bo popełnili błąd Sokratesa – naiwnie zakładali, że ich wiedzę wykorzystają rządzący z pożytkiem dla ogółu. Nie wykorzystali...
- Gdy mędrcy odchodzili z agory, kto zostawał?
- Także sykofanci, czyli tacy, co brali figi jako łapówkę za załatwienie czegoś...
- Usłużnych za figę nie ma, ale zasada została. Bałagan społeczny rodzi tęsknoty za kimś, kto weźmie „bractwo za twarz” – za dyktatorem...
- W Atenach dyktatura też była! Okazało się, że wystarczyło czterdziestu obwiesiów z pałkami, aby poskromić i ubezwłasnowolnić decyzyjnie z górą trzydzieści tysięcy wolnych obywateli. A czyż Lenin nie powiedział, że potrzebuje stu tysięcy gwardzistów, by opanować Rosję? I opanował!...A u nas, w Polsce, wystarczyło internować niespełna cztery tysiące ludzi, aby naród spokorniał, by ustały niepokoje. To smutne... Taaak wszystko już było, a choć tyle wieków minęło, nadal podlegamy tym samym emocjom i popełniamy te same błędy, co starożytni Grecy.
- Dziękuję za rozmowę.

KRZYSZTOF MAZUR

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz